Strona:Leo Belmont - Markiza Pompadour miłośnica królewska.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wacha. Była zima. Jęli wyłamywać otwór w murze. Ta praca pochłonęła dziewięć godzin. Ilekroć przechodził patrol nocny z latarniami, trzeba było zanurzać się w wodę, aby ich nie zauważono. Przeszli przez otwór. I oto znaleźli się w drugim rowie, głębszym od pierwszego, napełnionym wodą. Przez rów przechodził kanał poprzeczny głębokości 10 stóp. D’Allegre o mało w nim nie utonął. Latude chwycił go za włosy i ocalił.
Wreszcie o godzinie 5-ej nad ranem znaleźli się na ulicy. W zachwycie padli sobie w objęcia. Potem klękli, dziękując Bogu za cudowne ocalenie. Przemokli do nitki. Z worka wydobyli suchą odzież — przebrali się. Ale czuli, że członki ich zamarzły. Były niby sparaliżowane. Zabrał ich wypadkowy fiakr. Zawiózł do znajomego d’Allegre’a. Poczciwy szewc przechowywał ich przez cztery tygodnie.
D’Allegre, przebrany za chłopa, przemycił się za granicę i dostał się szczęśliwie do Brukseli. Latude pojechał w ślad za nim z dokumentami swego gospodarza — przebrał się w liberję lokaja — minął nocą Paryż, dopędził dyliżans i najął miejsce w nim do Valanciennes. Z trudem uniknął oględzin czujnej komendy na granicy. Wreszcie stanął w umówionem z przyjacielem miejscu — w Brukselskiej gospodzie. Ale d’Allegre’a nie było.
Władze francuskie już zdążyły dowiedzieć się o miejscu jego pobytu i wyjednały wydanie nieszczęśliwego u Belgijskiego rządu. Latude odgadł los przyjaciela — pośpieszył opuścić Bruksellę, wyjechał zaraz do Antwerpji, stamtąd do Amsterdamu, gdzie znalazł się bez grosza w kieszeni. Zainteresował się nim pewien