Strona:Leo Belmont - Markiza Pompadour miłośnica królewska.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



Rozdział XXVII.
Ucieczka.

Uciec z Bastylji — to zdawało się niemożliwością!...
Latude stworzył plan szalony — napozór, jako sposób ucieczki, niemożliwszy do wykonania, niż sama ucieczka, jako zamiar. Ten plan wymagał kolosalnego trudu, obliczonego na czas niezmiernie długi, niesłychanej ostrożności, którą najdrobniejszy wypadek mógł zniweczyć, wypadek tem nieodzowniejszy, im dłuższy był czas przygotowań, nieunikniony przy lada pośpiechu — cierpliwości, prześcigającej mrówczą, zdolności techników więcej, niż genialnych, bo zniewolonych tworzyć narzędzia bez narzędzi — mniejsza o to! — narzędzia bez odnośnego materjału; przytem plan ten przeprowadzony najpomyślniej i najsumienniej wymagał jeszcze u kresu szalonej odwagi i...szalonego szczęścia, bo śród tysięcy szans na zatrzymanie w ostatniej chwili — miał bodaj tylko jedną nieobliczalną na wymknięcie się.
Latude powierzył ten plan towarzyszowi. D’Allegre przyjął go. Byli-ż obaj szaleńcami? Nie! — więźniami, skazanymi na całe życie i kochającymi jeszcze wolność. O czem innem mieli myśleć, czem innem mieli się zająć — jeżeli nie myślą o wydobyciu się z niewoli. Mieli dość czasu. Rzecz cała, że przeciętni skazańcy popadają w rozpacz, która odbiera im zdolność myślenia o ucieczce, poddają się apatji, która odbiera