Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ru, wasz Ludwik XVI zyska sobie taką powagę lękiem przed opinją!
Na ten raz poseł ministra wzruszył ramionami. Rozumiał jej rozgoryczenie, ale zdziwił go jej nietakt.. wobec samej siebie.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

W istocie od daty listu (12 maja) zaczęło się czyścicielstwo, które zresztą nie tyle było „sanacją majową“ — jak to określiła pysznie Marja Antonina — ile przepędzaniem przez nową klikę, operującą imieniem Choiseula bez dostatecznej podstawy, kliki, żerującej pod skrzydłami d‘Aiguillona. Naprzód ten popadł w niełaskę, z powodu nietaktownego wstawiennictwa za Dubarry, potem Terray i Maupeou. Rozpoczęła się masowa ucieczka skompromitowanych łaskami pani Dubarry. Niektórzy wyrzekali się bezwstydnie wszelkiej z nią styczności, zmieniali liberję służby, naśladującą kolory Dubarry. Inni ukrywali się w swoich zameczkach na prowincji. Hrabia Jan Dubarry — największy z trwonicieli — uciekał, aż się za nim kurzyło. Zalękniony, że będą rewindykować u niego nagrabiony majątek, spieniężył w mig, co mógł, zabrał torbę pełną klejnotów, najął ekstrapocztę — i nie oparł się aż w Szwajcarji.
Lokaj po jego wyjeździe wyłamał skrytą szufladkę biurka, znalazł tam listy pani Dubarry i sprzedał je za wysoką cenę geszefciarzowi, który poszukał bogatego nabywcy i miał ochotę zająć