Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Znam! znam te rzeczy! Przecież to tyle razy opowiadano z kazalnic!... Szkoda czasu... Czego król chce? — słucham!
— Król zwraca uwagę pani na niestosowność jej uczt w chwili, gdy... córka jego nawróciła go do cnoty, gdy on sam...
Przerwała mu:
— Karmelitka spełnia swój obowiązek! Ja — swój. Ona nawraca go do smutku, ja do wesela. Co jest lepsze, osądzi najlepiej, gdy sam do mnie przyjdzie.
Nuncjusz, który był wymowny tylko po łacinie, nie znalazł słów wobec tej „tępoty duszy“. Powstał. Dubarry zrzuciła pantofelek z nogi
— Ach, kochany nuncjusz już odchodzi!... Proszę mi wprzód podać pantofelek.
Był tak oszołomiony, że... podniósł pantofel i zamierzał włożyć jej na nogę.
— Dziękuję!... Ja sama włożę...
Nuncjusz, niezadowolony z nieudanego poselstwa,[1] powrócił do króla i oznajmił mu odpowiedź pani Dubarry.
— Sam tam pójdę!

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Trafił w rozgwar uczty. Goście na moment zmieszali się. Ale Dubarry poskoczyła ku królowi, pociągnęła go do stołu, szalejąca, pijana, rozradowana jego przybyciem:

  1. Incydent z pantofelkiem jest faktem historycznym (Por. Goncourt’owie. „Dubarry“) (P. A.)