Przejdź do zawartości

Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

świetniejsza twoja charakterystyka. Wadzisz, Joanno, jestem człowiek zły, ale imponuje mi dobroć — ten brylant rzadki ma ziemi, niewidzialny na dworze. W ciszy nocnej bezsenny rozmyślałam o tem, jak dziwnie jesteś dobrą, jak przebaczającą wrogom, jak nieurosłą w pychę, jak nie mszczącą się na paszkwilistach, niewyzyskującą swojej władzy, rozdarowującą swoje bogactwa każdemu, kto o to prosi, naiwną protektorką najmniej zasługujących, zabawnie poczciwą córką (wie o tem mama Rançon, której inna na twojem miejscu by się wyparła) — słowem, miłą... miłą... miłą! I myślę, że twoja dobroć mi wybaczy. Bo zapomniałem w tym liście powiedzieć, że jesteś... czarującą kochanką i chciałbym to uczynić osobiście. Czy mogę przyjść dziś o północy?

Twój A.

Zwyciężyła!...
Drugi list — od Terray‘a — był również jej triumfem.
Brzmiał:

„Hrabino! Sam nie wiem, dlaczego chciałem popełnić podłość. Zdaje mi się, że z nudów. Ostatecznie podłość na dworze jest jedyną rozrywką. Wyjątek stanowi córka królewska, madame Luiza, która poszukała rozrywki w cnocie, wstępując do klasztoru Karmelitek. Ale ja nie potrafię być mnichem i próbowałem zabawić się inaczej. Cios, który zadałaś naszemu przyjacielowi, otrzeźwił mnie. Błagam