Przejdź do zawartości

Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mania do skarbca i ulotnili się bez śladu ze swoją bezcenną zdobyczą.
Książę de Brissac był niepocieszony, iż swoją naiwną radą przyprawił panią Dubarry o stratę djamentów, stanowiących olbrzymiej wartości majątek. Zarządził, poświęcając znaczne sumy, sekretny pościg za złodziejami, na ten raz przez istotnych detektywów ze słynnej z talentów śledczych policji angielskiej.
Przypuszczano bowiem — jak okazało się trafnie — że złodzieje postarają się swoją zdobycz spławić właśnie do Anglji, gdzie trwała w owym czasie prawdziwa orgja nabywania przez rodziny lordowskie rodzinnych klejnotów, zbywanych przez emigrantów francuskich niemal za bezcen pośredniczącym w kupnie fachowym handlarzom.
Z czasem przy pomocy pewnego agenta londyńskiego odkryto i ujęto złodziei, ustalono nazwiska bankierów — nabywców nieprawego łupu i książę de Brissac poczynił odnośne kroki prawne w Londynie dla zapewnienia hrabinie zwrotu jej własności.
Zarazem udało się zręcznym detektywom odnaleźć w pobliżu Marly paserów, którzy nabyli widocznie z innych rąk złodziejskich lornetę i złotą obsadzkę ołówka. Ci w obawie odpowiedzialności, za zmową ze złodziejami, nie chcieli wydać ich nazwisk i spławili rzeczy osobom trzecim. Sporządzono odnośne protokóły policyjne, sprawa obiecywała dłużyć się bez końca — i książę de Brissac postanowił zatuszować ją za zwrót