Przejdź do zawartości

Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

celem odzyskania podwójnie drogich pamiątek. Dodała, że nie wie, kogo ma podejrzewać, gdyż całą służbę swoją uważa za niezdolną do takiej „zbrodni“.
Książe de Brissac, nastając na oczywistości, że kradzież popełnił złodziej domowy, doradził jej na razie nie czynić popłochu. Zaufany kamerdyner, któremu książę przy ceremonji ubierania się opowiedział był o wypadku, a zarazem niebacznie wyraził się, iż na szczęście złodziej nie dobrał się do skarbca pani Dubarry, mieszczącego bezcenne djamenty, po dniach kilku oświadczył mu, że ma krewnego — nader zdolnego detektywa, który podejmuje się z jego pomocą wyśledzić złodziei.
Ukartowano plan: hrabina Dubarry wyjedzie na kilka dni do córki księcia, pani Montemart, a tymczasem służący księcia i jego „zdolny“ kuzyn zamieszkają w charakterze nowoprzyjętych sług w pałacu hrabiny, otrzymają od niej klucze do zamkniętych komnat, z których właśnie z pod klucza zginęły pamiątkowe przedmioty, ukryją się tam i — jak spodziewać się należy — rychło wpadną na trop niewiedzącego o przedsięwziętych środkach ostrożności złodzieja.
Jak powiedziano, tak zrobiono.
Rezultatem było, że hultaj, sługus de Brissaca, i jego konfident, rzekomy detektyw, operując bezpiecznie w zamkniętych pokojach, pod nieobecność hrabiny dokonali z łatwością wła-