nu. Zerwała się z miejsca. Ale Lili uczepiła się kurczowo jej ręki:
— Złota pani, nie odchodź! Bo bez ciebie mała Lili umrze.
Bezwładnie upadła na fotel przy łóżku ukochanej przez nią dzieciny. Przepełniały jej serce tajona trwoga i rozpacz. Ale nie mogła odejść od dziecka, które przygarnęło ją i objęło za szyję pieszczotliwie. Zdała wszystko na łaskę losu.
Stała się rzecz okrutna
Zawiedziony Morande popadł w stan wściekłości. Oczekiwał „szlachetnie“ u bankiera jeszcze przez kwadrans na przybycie hrabiny. Oulif, wiedzący, że chodzi o wykup jakichś listów hrabiny, oświadczył mu:
— Widocznie hrabina przyszła do wniosku, że z takimi gałganami, jak pan, kawalerze de Morande, nie godzi się wchodzić w stosunki i nie lęka się pańskich gróźb. Znajdzie opiekę przeciw panu w lordzie Seymour. Mówią, że pojutrze ma się odbyć ich ślub w tutejszym kościołku. Były zapowiedzi. Radzę panu rychlej wynosić się stąd, bo z lordem Seymour niema żartów...
Morande przeraził się. Nadzieja wielkiej wygranej na szantażu mogła go minąć. Zmilczał, kiedy bankier Oulif rzekł doń chłodno, powstając:
— A teraz racz pan uwolnić mnie od swojej obecności.
Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/123
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.