Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

napadów choroby, które grożą hemofilitykom ujściem krwi...
Lorda nie było. Uspokojony złudną poprawą stanu zdrowia Lili, udał się swoim zwyczajem do kasyna na szklankę grogu.
Hrabina o jedenastej wybierała się do Oulifa, którego adres pozostawił jej wczoraj Morande. Wtem wpadła do jej mieszkania stara Irlandka zapłakana, krzycząca, rozdzierająca na sobie szaty.
— Dziecko umiera!... Niech pani idzie zaraz!...
— Na miłość Boską! czy doktór jest przy niej?
— Jest... tutejszy... Powiada, że źle... dziecko może lada chwilę skończyć!
— Lord Seymour znajduje się przy Lili?
— Nie!... lokaj poszedł go szukać... Zdaje się, jest w kasynie. Ale mała krzyczy, żeby jeno pani przyszła. O mój Boże! dziecko pomrze...
Pani Dubarry bez tchu biegła do willi Seymoura. Stara Irlandka, zalewając się łzami i zawodząc, ledwo mogła podążyć za nią...
Hrabina zapomniała o wszystkiem, o sobie, o panu de Morande... Po jej nadejściu dziecku zrobiło się lepiej. Wstrząs radości, że jej „droga markiza Iza (tak ją zawsze nazywała) znalazła się przy niej, wywarł na chorą zbawienny wpływ moralny. Podtrzymał słabnące siły fizyczne.
Hrabina chciała odejść od dziecka. Miała jeszcze pół godziny czasu do określonego termi-