Strona:Leo Belmont - Królewska miłośnica.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wkrótce pochłonęła ją dawna manja robienia szalonych wydatków na głupstwa — wymiany wspaniałych obrazów, które posiadała, pędzla Casanowy i Drouais na inne, które jej podsuwano w charakterze dzieł rzekomo wyższej wartości. Zjeżdżali się do niej znajomi, którzy wciągnęli ją w grę karcianą. Uprawiała ją z początku z nudy; rozbawiona dała się jej porwać; nie postrzegała, jak szulerzy wyzyskali jej lekkomyślność. Trudno wierzyć, że porwana szałem odgrywania strat, umiała ona jednego wieczoru w dziecinną grę „Trou-Madame“, przy stawce kilkanastu sous, przegrać majątek — do 80.000 liwrów! W ten sposób porobiła nowe długi, ale wyszumiała się w nowej namiętności, po tej skandalicznej przegranej zarzuciła karty — i znowu zapragnęła spokoju. W tym czasie, pozwolono jej, utrzymując nadal zakaz wstępu do stolicy i odwiedzania Wersalu, zbliżyć się do Paryża: zamieszkała w swoim czarodziejskim zameczku w Luciennes — jedynem miejscu, za którem szczerze tęskniła w klasztorze. Luciennes zastępowało jej Paryż... Pędziła tu życie samotne, lubując się zbiorem artystycznych drobiazgów, które budziły w niej tęskne reminiscencje o bezpowrotnie minionej przeszłości. Uważano, że nieco zdziwaczała i na pewien czas zaprzestano ją odwiedzać. Właściwie trapiły ją bóle żołądkowe, nakazujące surową djetę, i lekki nerwowy rozstrój, wymagający odpowiedniego leczenia. Wypadało zaniechać hucznych biesiad, przeciągających się późno w noc, uznać tryby po-