Doktór wyrzucił monokl z oka. Potem wyjął z kieszeni małe pudełko, posmarował sobie twarz waseliną, a następnie zmył sobie policzki gorąca wodą. — Potem spojrzał w twarz Szymonowi, który cofnął się przerażony:
— Arseniusz Lupin... Arseniusz Lupin... Jestem zgubiony!...
— A cóż ty sobie wyobrażałeś, stary głupcze!... że ja ci się pozwolę zamknąć w twojej klatce zaczadzonej gazem!...
Arseniusz Lupin rozkoszował się formalnie wrażeniem, jakie to niespodziane odkrycie czyniło na Szymonie.
— Śmiałem się w duchu, obserwując jak twój niby chytry a w istocie idyotyczny pomysł rodzi się w twojej mózgownicy... I śmiałem się jeszcze lepiej, przymocowując w atelier moją lampkę elektryczną, aby ten poczciwy Patrycyusz miał złudzenie, że ja tam jestem... No i w najlepszej wierze uwięził... moją lampkę elektryczną!... A w dziesięć minut potem ty wracasz i słyszysz pukanie do drzwi i okien. Tylko nie wpadło ci na myśl, że ja zamiast rzucać się jak ryba w sieci w zastawionej na mnie pułapce, znajduję się w sąsiednim pokoju. Mistrzowskie pociągniecie — co?! Opanowałem do tego stopnia sytuacyę, że nawet za zbyteczne uznałem śledzenie dalszych twych kroków... Było to pewne — jak dwa razy dwa — cztery, że udasz się do twego przyjaciela Amadeusza Vacherota. No i tak się stało...
Lupin przerwał na chwilę, zaczerpnął oddechu i ciągnął dalej:
— Muszę ci powiedzieć, żeś mi nawet dopomógł swoją nieostrożnością... Wpadam do loży Vacherota... Pusta... Co robić? Jak odnaleźć ślady czcigodnego pana Szymona?... Na szczęście Opatrzność czuwała nademną. Widzę na kawałku papieru świeżo zanotowany numer telefonu. Łączę się natychmiast i pytam: „Proszę pana, to ja telefonowałem przed chwilą, ale chodzi mi o pański bliższy
Strona:Leblanc - Złoty trójkąt.djvu/193
Wygląd
Ta strona została skorygowana.