Strona:Leblanc - Złoty trójkąt.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Poczekaj — rzekł Szymon — trzeba go podtrzymać, bo inaczej opadnie znowu...
— Ale jak go podtrzymać?
— Prętem żelaznym.
— Skądże go wziąć?
— Leży tam — na drugim schodku.
Patrycyusz odnalazł z łatwością trzy schodki, prowadzące do małego wgłębienia ziemnego. Patrycyusz ujrzał pręt żelazny, wziął go i podparł kamień.
— Dobrze — rzekł Szymon — teraz się nie poruszy... Tobie zaś pozostaje tylko wsunąć się w to wgłębienie. Nie bardzo to wygodne, bo będziesz musiał zgiąć się we dwoje, ale cóż robić?... To było miejsce na moją trumnę... I nieraz kładłem się tutaj, aby porozmawiać z moją ukochaną Koralią... Godzinami przebywałem obok niej pod ziemią... Rozmawialiśmy... wierzą mi... rozmawialiśmy!...
Patrycyusz zanurzył swoja smukła postać w wązką przestrzeń otworu i zapytał:
— Co należy czynić?
— Posuwaj się na lewo... tam są drzwi... popchnij je... Jakto nie możesz znaleźć?... No posuwaj się... spiesz się... Czy możesz się poruszać!...
— Mogę — odparł Patrycyusz.
— Ale z trudnością?...
— Tak, z trudnością...
— A zatem ruszaj się żwawo, mój chłopcze! — roześmiał się zgrzytliwie stary i błyskawicznym ruchem usunął pręt żelazny. W tej samej chwili ciężki blok kamienny opadł z powrotem. Patrycyusz spostrzegłszy co się dzieje chciał wyskoczyć, zanim kamień grobowy go przykrył, ale Szymon wymierzył mu prętem żelaznym silny cios w głowę. Wszystko to razem trwało zaledwie kilka sekund.
— A widzisz — zawołał Szymon — że dobrze zrobiłem, rozłączając cię z twoim towarzyszem.
Tenby nie wpadł w taką pułapkę!... Ale też żeby tego dokonać, musiałem porządnie grać komedyę.
Szymon nie tracił dłużej czasu. Z całą szybkością na jaką pozwalało jego osłabienie wywołane walką