Strona:Leblanc - Złoty trójkąt.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ IV.
„PIĘKNA HELENA.

— A co?! — wykrzyknął don Luis — do Mantes!... W tym samym kierunku, co „Piękna Helena”... Związek jasny i oczywisty!...
— Udajemy się więc do Mantes!...
Don Luis po chwili namysłu wyrzekł:
— Tak jest!... muszę zobaczyć co się tam dzieje!...
I zwrócił się do szofera:
— Pędź do garażu i wracaj z maszyną na osiemdziesiąt koni... Co zaś do pana, panie kapitanie...
— Ja będę panu towarzyszył!...
— A kto zostanie...
— Przy mateczce Koralii?... A jakież niebezpieczeństwo grozić jej może obecnie... Szymon napewno nie myśli o nowym zamachu, a tylko o własnem bezpieczeństwie i o workach ze złotem!...
— Więc pan koniecznie upiera się?...
— Absolutnie!...
— Hm!... może pan postępuje niezupełnie rozsądnie, ale to już pańska rzecz... Jedziemy!... Ale przedtem jedno zarządzenie!...
Zawołał:
— Ya-Bon!...
Senegalczyk przybiegł natychmiast. Jeżeli Ya-Bon w stosunku do Patrycyusza objawiał przywiązanie wiernego zwierzęcia, to do don Luisa odnosił się z religijną iście czcią.
— No Ya-Bon, — czujesz się już dobrze! Rana się zagoiła? Żadnego bólu? zmęczenia? No to doskonale. W takim razie chodź ze mną.
I poprowadził go do budy, oznaczonej nazwi-