Strona:Leblanc - Złoty trójkąt.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Don Luis podał mu banknot 20-to frankowy, który został przyjęty bardzo przychylnie.
— Chciałbym uzyskać małą informacyę, — rzekł don Luis. — Czy tutaj przed tą budą nie było w tych dniach jakiegoś statku?...
— Owszem, była łódź motorowa, która odjechała wczoraj.
— Jak się nazywała ta motorówka?
— „Piękna Helena“. Załoga jej składała się z dwóch mężczyzn i z jakiejś kobiety. To byli zdaje się cudzoziemcy. Mówili jakimś nieznanym językiem. Po angielsku, czy po hiszpańsku... doprawdy nie wiem.
— A co oni tutaj robili?
— Nie wiem także. Ale pracowali całą noc. Coś wyładowywali, słyszałem stuk kół wagonowych. No, a o świcie odjechali.
— W jakim kierunku?
— Tak gdzieś w stronę Mantes.
— Dziękuję. To tylko chciałem wiedzieć.
W dziesięć minut potem Patrycyusz i don Luis rozmawiali z szoferem automobilu, którym jechał poprzednio Szymon Diodokis. Z godnie z przypuszczeniami don Luisa, Szymon kazał się zawieźć do dworca kolejowego Saint Lazare i tam wykupił bilet.
— Dokąd kupił bilet?
— Do Mantes — odparł szofer.