— Może się pan przekonać. Zamknięte są na klucz i zaryglowane. Oba zaś klucze wraz z kluczem od furtki ogrodowej są przy mnie.
Fauville położył na stole pęk kluczy i portfel oraz zegarek, który poprzednio nakręcił.
Perenna wziął klucze i otworzył drzwi. Trzy schodki prowadziły do ogrodu. Obszedł go więc wokoło i poprzez bluszcz, okrywający sztachety, zauważył dwóch policjantów, przechadzających się po bulwarze. Sprawdził jeszcze zamek furtki, poczem wrócił do pokoju, mówiąc:
— Wszystko w porządku. Może pan spać spokojnie. Do jutra więc...
Pomiędzy gabinetem p. Fauville a korytarzem znajdowały się podwójne drzwi, z których wewnętrzne były obite materacami. Z drugiej strony korytarz był oddzielony od przedpokoju ciężką kotarą.
— Możesz spać — rzekł Perenna do Mazeroux — ja będę czuwać.
— Ależ pan chyba nie przypuszcza, żeby ja kiś napad był możliwy?
— Prawdopodobnie nie, dzięki przedsięwziętym ostrożnościom. Nie trzeba jednak zapominać o przestrogach Verota.
— Niechże mnie pan obudzi, jak będzie moja kolej czuwania.
— Nieruchomi siedzieli jeden obok drugiego, zamieniając jeszcze słów parę od czasu do czasu. Poczem Mazeroux zasnął. Don Luis siedział cicho, nasłuchując. Willa cała zdawała się być pogrążoną we śnie. W oddali słychać było przejeżdżające samochody lub dorożki. Słychać było też ostatnie pociągi na linji Auteuil.
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1926).djvu/54
Wygląd
Ta strona została przepisana.