Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




I.
D’Artagnan, Monte Christo i Porihos.

O godzinie w pół do piątej sekretarz osobisty p. Desmalions’a, prefekta policyi, który jeszcze do biura nie wrócił, ułożył na jego biurku pakiet listów i raportów, zadzwonił i rzekł do odźwiernego, który wszedł głównemi drzwiami:
— Pan prefekt wezwał na godzinę piątą kilka osób, których nazwiska są tu zanotowane. Każecie im oczekiwać na prefekta oddzielnie, tak, aby nie mogli się ze sobą porozumieć i mnie oddacie ich wizytówki.
Odźwierny wyszedł. Sekretarz zwrócił się ku małym drzwiom, prowadzącym do jego gabinetu, gdy w tem główne drzwi się otwarły, dając przejście mężczyźnie, który się zatrzymał i chwiejąc się na nogach, szukał oparcia o poręcz fotelu.
— Ach — rzekł sekretarz. — To pan, panie Verot? Ale cóż to się panu stało?
Inspektor Verot był człowiekiem bardzo korpulentnym, dobrze zbudowanym, o potężnych ramionach. Wstrząsnąć nim musiała jakaś silna emocya, gdyż twarz jego, zazwyczaj krwista, zdawała się być prawie bladą.
— Ależ nic, panie sekretarzu.
— A jednak nie masz pan swego zdrowego wyglądu... Jesteś pan siny... A przytem te strugi potu...
Inspektor Verot otarł pot z czoła i przychodząc już nieco do siebie, począł wyjaśniać:
— Jestem trochę sfatygowany... Przepracowałem się dzisiaj... Chciałem za wszelką cenę wyjaśnić