Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   61   —

— A gdybym objawił chęć oddalenia się stąd to masz rozkaz mnie w tem przeszkodzić?
— Tak.
— Przy pomocy wszystkich środków?
— Tak.
— Nawet rażąc mnie z rewolweru?
— Tak.
Perenna zastanowił się przez chwilę, poczem, jakgdyby z żalem, zapytał:
— I ty spełniłbyś rozkaz, Mazeroux?
Brygadyer spuścił głowę i wycedził cicho.
— Tak szefie!
Perenna obrzucił go spojrzeniem wolnem zupełnie od gniewu, spojrzeniem pełnem tkliwej sympatyi. Wzruszającym był dlań widok swego dawnego kompana, tak opanowanego poczuciem obowiązku i dyscypliny. Nic nie było w stanie obalić tego poczucia obowiązku, nic, nawet ślepe uwielbienie, nawet jakgdyby zwierzęce przywiązanie, akie Mazeroux zachował w sercu dla swego byłego mistrza.
— Nie mam do ciebie o to żalu — oświadczył. — Nawet ci to pochwalam. Musisz mi tylko wyjaśnić powód, dla którego prefekt...
Brygadyer nie dawał żadnej odpowiedzi, ale spojrzenia jego miały wyraz tak bolesny, że don Luis aż podskoczył zdumiony, zrozumiawszy nagle rzecz całą.
— Nie... nie!... — wykrzyknął. — To absurd!... On nie może myśleć coś podobnego!... A ty, Mazeroux, czy ty także uważasz mnie za winnego?...
— Ach, szefie! Jestem tak pewny ciebie, jak siebie samego... Ty nie zabijasz, ale mimo wszystko są rzeczy... okoliczności...
— Rzeczy... okoliczności... — powtórzył zwolna don Luis.
Zamyślił się i począł z cicha mówić:
— Tak... w gruncie rzeczy... słowa twe nie są pozbawione prawdy... Tak, wszystko się tak zbiega... Jakże mogło mi to nie przyjść na myśl?... Moje stosunki z Morningtonem, moje przybycie do Paryża na samo otwarcie testamentu, mój upór, aby spędzić noc dzisiejszą w tem miejscu, fakt, że śmierć obojga Fauville’ów daje mi bezwątpie-