Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   48   —

drobniejsze szczegóły tego wieczoru, zarejestrowane w jego pamięci z mechaniczną rzec można ścisłością, zauważył, że w kompotierce znajdowały się trzy gruszki i cztery jabłka.
Jednak Fauville nie ułożył się jeszcze do snu, lecz udał się krętemi schodami na górę i przeszedłszy galeryę znalazł się w pokoju, gdzie zastał syna, pogrążonego już we śnie.
— Śpi z zaciśniętemi pięściami — rzekł do Perenny, który udał się tam w ślad za nim.
Pokój ten był mały, powietrze zaś wchodziło doń w jakiś specyalny sposób, gdyż dach oszklony był hermetycznie zabity drewnianą taflą.
— Jest to ostrożność, do której się uciekłem już w zeszłym roku — wyjaśniał Fauville. — Ponieważ robiłem tu swe doświadczenia z elektrycznością, więc obawiałem się, że może kto podpatrzyć i wykraść w ten sposób moje tajemnice zawodowe.
— Oddawna już kręcą się koło mnie — dodał cicho.
Gdy zeszli na dół pan Fauville spojrzał na zegarek.
— Kwadrans na jedenastą — rzekł. — Pora na spoczynek. Jestem bardzo zmęczony, nie weźmie mi pan za złe...
Ułożono się, że Mazeroux i Perenna zajmą miejsce w dwóch fotelach, umieszczonych w korytarzu, prowadzącym z gabinetu inżyniera do samego przedsionka domu.
Przed rozstaniem się jednak z gośćmi pan Fauville, który mimo widocznego zdenerwowania panował jednak dotychczas nad sobą, nagle przestał być panem siebie. Z ust jego uleciał słaby okrzyk. Don Luis odwrócił się i ujrzał, jak strumienie potu lały się po twarzy i szyi inżyniera, który trząsł się przytem z febry i niepokoju.
— Co panu jest? — zapytał don Luis.
— Boję się... boję się...
— Ależ to szaleństwo! — wykrzyknął don Luis — albowiem jesteśmy tu przecież obaj na straży. Możemy nawet spędzić noc przy pańskiem łóżku.
Inżynier chwycił gwałtownie za ramię Perennę i z twarzą, zdradzającą cierpienie i niepokój, mówił: