Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/415

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   409   —

i niepokojącego wdzięku, czemś w rodzaju bohatera, zdobywającego królestwa za cenę niepojętych przygód i zabawiającego się mieszaniem liter swego nazwiska, ażeby przychwycić publiczność na lekkomyślności.
Audyencya zbliżała się ku końcowi.
— Panie — powiedział Valenglay — dokonawszy w tej sprawie kilku cudów, dotrzymałeś pan wreszcie słowa i wydałeś zbrodniarza w nasze ręce. Ja zatem również dotrzymuję swego słowa. Jest pan wolny.
— Dziękuję najuprzejmiej panu prezydentowi, a brygadyer Mazeroux?...
— Będzie wypuszczony na wolność dziś rano. Pan prefekt policyi zechce urządzić rzecz w taki sposób, że oba te aresztowania nie będą znane publiczności. Pan jest nadal don Luisem Perenną. Niema żadnej podstawy do tego, aby pan nim być przestał.
— A Florentyna Levasseur, panie prezydencie?..
— Niech sama stawi się przed sędzią śledczym. Wolna od oskarżeń, a nawet podejrzeń, będzie ona uznana za dziedziczkę fortuny, pozostałej po Morningtonie i weźmie swoje dwieście milionów
— Ona tych pieniędzy nie weźmie, panie prezydencie.
— Jakto?
— Florentyna Lavasseur nie chce tych pięniędzy. Pieniądze te były przyczyną tylu zbrodni. Ona się niemi brzydzi.
— Co zatem stać się ma z tą fortuną?
— Dwieście milionów Morningtona użyje się w całości na budowę dróg i szkół w południowem Maroku i w północnem Kongo.
W tem cesarstwie Maurytanii, z którego pan nam czynisz ofiarę? — zapytał śmiejąc się Valenglay... — Niech i tak będzie. Giest bardzo szlachetny i piszę się na taki wniosek całem sercem. Cesarstwo i budżet cesarstwa... Zaiste, don Luis skwitował się szczodrze ze swym krajem za długi... Arseniusza Lupina!
W osiem dni później don Luis Perenna i Mazeroux wsiedli na pokład jachtu, którym don Luis przyjechał do Francyi. Towarzyszyła im Florentyna.