Przejdź do zawartości

Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/283

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   277   —

wości. Istotnie, jakże można było przypuszczać?...
Dodał, rzucając spojrzenie na don Luisa:
— Ażeby dojść do takiego wyniku, trzeba było zaprawdę wyjątkowej przenikliwości i talentu, któremu winniśmy złożyć hołd, któremu składam należny hołd. Wszystkie wyjaśnienia, pozostawione przez tego szaleńca, były przewidziane przez pana w sposób jaknajtrafniejszy i jaknajbardziej zdumiewający.
Don Luis złożył ukłon i, nie odpowiadając na pochwałę, rzekł:
— Ma pan racyę, panie prefekcie, był to szaleniec i to jaknajniebezpieczniejszy szaleniec. Był to szaleniec jasnowidzący, którego nic nie mogło sprowadzić z raz obranej drogi. Kroczył nią z podziwu godnym uporem, składając dowody właściwości swego drobiazgowego umysłu, podbitego przez prawa mechaniki. Inny na jego miejscu zabiłby odruchowo i brutalnie. On postanowił odbierać im życie stopniowo, jak eksperymentator, który pozostawia sobie dość czasu na wypróbowanie swego wynalazku. I aż nazbyt dobrze mu się udało, albowiem władze sądowe wpadły w zastawioną pułapkę, a pani Fauville zapewne nie doczeka się swego wyzwolenia.
Pan Desmalions uczynił nagle ruch pełen zdecydowania. Cała ta historya należała już istotnie do przeszłości, na którą dalsze śledztwo rzuci snop swego światła. Jedna tylko rzecz była teraz aktulna, mianowicie ocalenie pani Fauville.
— Ma pan racyę — rzekł — nie mamy ani minuty czasu do stracenia. Pani Fauville powinna być zawiadomiona o tem bezzwłocznie. Jednocześnie zawiadomię władze śledcze i nie wątpię, że uwolnienie jej będzie natychmiastowe.
Żwawo wydał rozkazy, aby prowadzono dalej dochodzenia i sprawdzono wszystkie hypotezy don Luisa, poczem, zwracając się do tego ostatniego, rzekł:
— Chodźmy, jest rzeczą słuszną i sprawiedliwą, aby pani Fauville podziękowała swemu wybawcy. Mazeroux, pójdziemy razem.
Posiedzenie było skończone, to posiedzenie, w czasie którego don Luis w najświetniejszy spo-