Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   255   —

prefekcie, czy światło zostaio zapalone umyślnie?
— Umyślnie! Zaraz się je zagasi...
— Chwilkę jeszcze.
Perenna sięgnął w stronę kandelabra i wyjął z niego świecę, którą następnie zapalił, poczem zakręcił kontakt.
Zapanowała wówczas półciemność, w której światło świecy chwiało się pod wpływem fal powietrza. Don Luis osłonił je ręką i zbliżył się do stołu.
— Nie sądzę — powiedział — abyśmy musieli długo czekać. Według moich przewidywań upłyną zaledwie sekundy, zanim fakty będą mówić same za siebie i uczynią to lepiej, aniżelibym ja to mógł uczynić.
Te kilka sekund, w czasie których nikt z obecnych nie puścił pary z ust, należały do tych, które nigdy nie będą zapomniane. Pan Desmalions sam opowiadał później w jednym z interwiewów, w którym drwił sam ze siebie, że mózg jego, umęczony nocnem czuwaniem, imaginował sobie jaknajniesamowitsze wydarzenia, jak naprzykład inwazyę duchów, atak zbrojną ręką, zjawy i widziadła.
— Ciekawą jednak było rzeczą — opowiadał — obserwować wówczas don Luisa, który siedząc na skraju stołu z głową w tył przechyloną, posilał się chlebem i chrupał tabliczkę czekolady. Zdawał się być głodnym, lecz całkowicie spokojnym.
Reszta obecnych miała wygląd ludzi ulegających wielkiemu wysiłkowi fizycznemu. Pewnego rodzaju skurcz ściągnął ich twarze. Byli wszak pod wrażeniem nietylko tego, co miało się wkrótce wydarzyć, lecz nie ochłonęli jeszcze również z przeżytej eksplozyi. Na ścianach, pożar jeszcze rysował swe cienie.
Upłynęło więcej sekund, aniżeli to zapowiedział don Luis Perenna, trzydzieści, czy może nawet czterdzieści, a sekundy te wydawały się obecnym wiecznością. Lecz oto Perenna podniósł nagle w górę świecę trzymaną w ręku i szepnął:
— Oto jest...
W tej samej zresztą chwili wszyscy obecni widzieli... widzieli... jak list jakiś leciał z pod sufitu.