Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   251   —

W końcu zaś sznurek się zerwał... A następnie... następnie byłem już u kresu sił... Zresztą cóż? Zostaliście wszak uprzedzeni. Do was należała już reszta.
Spojrzał na brygadyera i zagadnął go, jak gdyby nie wątpił wcale w treść odpowiedzi, jaką miał usłyszeć:
— Wybuch nastąpił, nieprawdaż?
— Tak, szefie.
— Punktualnie o godzinie trzeciej?
— Tak.
— W ostatniej minucie?
— W ostatniej minucie.
Don Luis rzekł śmiejąc się głośno: — Nie wątpiłem w to wcale, że prefekt będzie się opierał i że ustąpi dopiero w ostatniej chwili. Musiałeś tam przeżyć, Mazeroux, wściekły kwadransik, gdyż nie wątpię w to wcale, że odrazu mi uwierzyłeś?
Rozmowa nie przeszkadzała mu jeść i zdawało się, że każdy spożyty kąsek powracał mu zwykłą werwę.
— Głupia to rzecz głód — mówił. — Jak to człowieka odrazu z nóg zwali! Ale cóż? Kufer jest już napełniony i posiada nawet rezerwę. Czas już wziąć kąpiel i ogolić się.
Skończywszy tualetę, Perenna znów zasiadł do stołu i począł spożywać jajka i zimne mięsiwo, przygotowane przez brygadyera.
— A teraz w drogę! — oświadczył, najadłszy się do syta.
— Ależ niema nic pilnego, szefie. Niech się szef prześpi parę godzin. Prefekt poczeka.
Zwaryowaleś? A pani Fauville? Czy sądzisz, że zostawię ją w więzieniu, jak również Sauveranda? Ani sekundy do stracenia, mój stary.
Myśląc w duchu, że szef jeszcze nie wrócił zupełnie do zmysłów, skoro mówi o wyzwoleniu pani Fauville i Sauveranda za jednym zamachem, jak gdyby to było bagatelką, Mazeroux prowadził do samochodu prefekta Perennę rozradowanego, elastycznego i tak wypoczętego, jak gdyby dopiero co wstał z własnego łóżka.