Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   230   —

figle z żelazną firanką. Zabierz się więc do dzieła. Tem gorzej dla don Luisa, ale wszak sam chciał tego... Mazeroux, skoro tylko telefon będzie naprawiony, zakomunikujesz mi nowe wiadomości do prefektury. A dziś wieczorem zbieramy się na bulwarze Suchet. Proszę nie zapominać, że dziś ma się ukazać czwarty list Fauville’a.
— Nie będzie czwartego listu, panie prefekcie! — oświadczył Weber.
— Dlaczego?
— Gdyż don Luis znajdować się będzie pod kluczem.
— Ach, więc wciąż oskarżasz pan o to don Luisa?...
Don Luis nie podsłuchiwał już dalszej rozmowy. Jak mógł najciszej zawrócił ku swej kryjówce, zamykając za sobą ostrożnie klapę.
A zatem kryjówka jego była już znana...
— Do stu piorunów! — zaklął. — Dostałem się w dobrą pułapkę!
Puścił się w głąb podziemia z zamiarem przedostania się do przeciwległego wyjścia, nagle się jednak zatrzymał.
— Próżna fatyga! — mruknął. — Wszak tamto wyjście jest również strzeżone... Więc mam się dostać w ręce Webera? Ano, zobaczymy...
Od strony alkowy słychać już było uderzenia w sekretne drzwiczki. Pusty odgłos ściągnął widocznie na siebie uwagę Webera. A ponieważ Weber, nie trudząc się zbytnio wyszukiwaniem mechanizmu, zechce niezawodnie użyć krótszej drogi, prowadzącej go do celu i każe rozwalić część ściany, przeto niebezpieczeństwo było już bliskie.
— Ażeby to dyabli!... — klął don Luis. — To głupia sprawa! Co robić? Pozwolić się wziąć za kark?... Ach, żebym nie był tak wyczerpany fizycznie!
Głód jednak wyczerpywał jego siły. Nogi pod nim drżały, a mózg również nie działał ze zwykłą sprawnością.
Ponowne odgłosy uderzeń, nadchodzące od strony alkowy, popchnęły go znów w kierunku drugiego wyjścia, na górę, więc wdrapując się na schody, oświetlał latarką elektryczną mury i opra-