Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   209   —

— Nie umiem sobie tego wytłumaczyć. Wszystko to jest niepojęte!
— Czy nie wiesz pan także, co pani Fauville mogła była robić po wyjściu z teatru Opery, od północy do drugiej godziny rano?
— Nie wiem. Jest rzeczą widoczną, że została wciągnięta w jakąś zasadzkę. Ale w jaki sposób? Przez kogo? I dlaczego nie daje w tym względzie żadnych zeznań? Znów tajemnica...
— Dnia krytycznego wieczorem zauważono pana na dworcu d’Auteuil. Co pan tam robił?
— Byłem na bulwarze Suchet i przeszedłem pod oknami pani Fauville. Zechciej pan pamiętać, że to był czwartek. Wyjechałem następnie i wróciłem dopiero na drugi czwartek i wciąż nie wiedząc nic o całym dramacie i aresztowaniu pani Fauville, wróciłem pod jej okna następnego czwartku. Było to właśnie tego samego wieczoru, kiedy pan wykrył moje mieszkanie i zadenuncyonował mnie przed brygadyerem Mazeroux.
— A teraz inna sprawa. Czy wiedział pan o spadku po Morningtonie?
— Nie, a Florentyna tem mniej i mamy wszelką podstawę do przypuszczenia, że również pani Fauville, ani jej małżonek, nic o owym spadku nie wiedzieli.
— Czy po raz pierwszy znaleźliście się w owej stodole w Formigny?
— Po raz pierwszy i nasze zdumienie na widok dwóch kościotrupów, przytwierdzonych do belki, było nie mniejsze od pańskiego.
Don Luis umilkł. Zastanowiwszy się przez chwilę, czy nie należało jeszcze o coś zapytać rzekł:
— Jest to wszystko, co pragnąłem wiedzieć. Czy pan ze swej strony jest równie pewny, że powiedziałeś wszystko, co potrzeba?
— Tak jest.
— Chwila jest poważna. Jest rzeczą możliwą, iż nie będziemy mogli się widywać. Otóż nie dał mi pan żadnego dowodu, popierającego pańskie zeznania.
— Powiedziałem panu całą prawdę. Takiemu człowiekowi, jak pan, naga prawda wystarczy. Co się mnie tyczy, to jestem pokonany. Wycofuję się