Przejdź do zawartości

Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   157   —

Wiedzieli oni oczywiście o istnieniu testamentu Morningtona, ponieważ od niego swą zbrodniczą robotę zaczęli, a chęć jak najrychlejszego zdobycia olbrzymiej fortuny przyspieszyła rozwiązanie. Ale pierwiastkowa myśl popełnienia zbrodni wyrasta z korzenia dawnego sentymentu, z miłości wzajemnej Maryi Anny i Sauveranda.
Pozostawał do rozwiązania jeszcze jeden problem. Kto był owym adresatem, któremu Hipolit Fauville powierzał swą zemstę i który, miast oddać poprostu listy te władzom śledczym, wolał przesyłać je przy pomocy jakichś dyabelskich kombinacyi? Czy zależało mu na tem, aby pozostać w cieniu?...
Na wszystkie te pytania pani Fauville odpowiadała w sposób najmniej oczekiwany, a harmonizujący całkowicie z jej groźbą. W tydzień potem, po długiej indagacyi, w czasie której starano się skłonić ją do wyjaśnienia kto mógł być owym przyjacielem, do którego mąż jej listownie się zwracał, pani Fauville, która wszystkie te pytania zbywała zupełnem milczeniem, wróciwszy wieczorem do celi więziennej, otworzyła sobie, przy pomocy ukrytego przed oczyma straży szkła, żyłę w ręce.
Na drugi dzień, przed ósmą godziną rano, don Luis został powiadomiony o zaszłym wypadku przez brygadyera Mazeroux, który zjawił się, trzymając w ręku walizkę podróżną, właśnie w chwili, gdy Perenna opuszczał swe łoże.
Wiadomość ta wstrząsnęła Perenną do głębi.
— Nie żyje?! — zapytał grzmiącym głosem.
— Nie... Zdaje się, że i tym razem uda się ją ocalić. Ale na co się to zda?
— Jakto na co?
— Przecież ona nie zrezygnuje ze swego zamiaru. Nabiła sobie nim głowę i dziś lub jutro...
— I tym razem także, przed popełnieniem samobójstwa, nie uczyniła żadnego zeznania?
— Żadnego! Napisała tylko parę słów na skrawku papieru, iż po głębszem zastanowieniu przyszła do wniosku, że pochodzenia tajemniczych listów należałoby szukać u niejakiego Langernaulta, gdyż był to jedyny znany jej niegdyś przyjaciel męża. jedyny w każdym razie, którego nazywał on swym