Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   5   —

dełko. Zawiera ono coś, co stanowi uzupełnienie i wyjaśnienie treści listu.
— Ale dlaczego nie zatrzymujesz pan teqo przy sobie?
— Boję się... Szpiegują mnie... Starają się odemnie uwolnić... Nie uspokoję się, dopóki nie podzielę się z kimś tajemnicą.
— Nie bój się pan niczego. Pan prefekt nie omieszka przyjść na czas. Tymczasem radzę panu iść do apteki po jakiś środek uspokajający.
Inspektor zdawał się być niezdecydowany. Ponownie otarł pot z czoła, a następnie wyprostował się i wyszedł.
Pozostawiony samemu sobie sekretarz wsunął list do wielkiej pliki papierów, rozłożonych na biurku prefekta, skąd udał się następnie do swego gabinetu. Zaledwie się zamknął u siebie, gdy drzwi przedpokoju jeszcze raz się otwarły i zjawił się w nich ponownie inspektor.
— Panie sekretarzu... Lepiej będzie, jeżeli panu pokażę... — wybełkotał.
Nieszczęśnik ten był całkiem blady. Szczękał zębami. Spostrzegłszy, iż w przedpokoju nikogo nie było, chciał przejść do gabinetu sekretarza, uczuwszy się jednak nagle słabym, opadł na krzesło, na którem pozostał przez kilka minut.
— Co się ze mną dzieje?... Czyżbym ja także został otruty?... Ach, boję się... boję się — jęczał.
Biurko znajdowało się tuż przy nim. Wziął w rękę ołówek, przysunął sobie notatnik i począł pisać, lecz wkrótce, odłożywszy ołówek, mruknął:
— Ale nie, zbyteczna fatyga, gdyż prefekt list mój przeczyta?... Co się ze mną jednak dzieje... Oh, boję się...
Naraz powstał z miejsca i zawołał:
— Panie sekretarzu, trzeba... trzeba, żebyś... To ma się stać tej nocy... Nic temu nie przeszkodzi...
Drobnym krokiem, jak automat, wytężywszy całą siłę woli, ruszył ku drzwiom gabinetu. Zachwiał się jednak po raz wtóry i znów przysiadł na krześle.
Jakiś strach szalony go ogarnął. Starał się krzy--