Strona:Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

go Oka, t. j. na nogach miękkie kamasze, spodnie aksamitne, pasy flanelowe i szerokie kapelusze filcowe, opasane wstążkami w barwach krzyczących... co tworzyło zbiorowisko dziwaczne, malownicze, w ubraniach różno kolorowych, coś pomiędzy ubraniem cow-boya, występującego w cyrku a strojem Czerwonoskórego z powieści Fenimora Coopera czy Gustawa Aymard. Przez plecy zwieszały się karabiny lub strzelby, za pasem tkwiły rewolwery i sztylety.
— Psia krew! zawołał Szymon, ależ to prawdziwa wyprawa wojenna! Czyż idziemy do dzikich?
— Udajemy się do kraju, poważnie objaśnił Antonio, gdzie niema ani mieszkańców, ani zajazdów, ale gdzie są już zato goście równie niebezpieczni jak dzikie, drapieżne zwierzęta. Dlatego musimy zabrać prowiant na dwa dni i na dwa dni żywność dla koni: owies i karmę skondenzowaną. A oto nasza eskorta. Przedstawiam panu braci Mazzani, starszego i młodszego. Ten oto nazywa się Forsetta. A to znajomy panu ojciec Calcaire. Jeździec, ten na koniu, to mój przyjaciel osobisty. A oto dla pana wierzchowiec, Orlando III, półkrwi po Gracious i Chiquita.
Indjanin kazał podprowadzić szlachetne zwierzę o pięknej budowie, chude, suche, nerwowe, silnie rozparte na wysokich nogach.?
Szymon wskoczył na siodło. Bawiło go wszystko.
— A mistrz kochany też z nami? zwrócił się do ojca Calcaire.
— Niestety, spóźniłem się na pociąg i wracając do hotelu, spotkałem się z Rysiem Okiem, który mnie zwerbował! Reprezentuję naukę i mam obowiązek zbierać obserwacje geologiczne, geograficzne, orograficzne, strotigraficzne, paleontologiczne itd. Tak, mam dużo do roboty.
— Więc w drogę! zawołał Szymon.
I wysuwając się na czoło karawany razem z Antonim, spytał go:
— Ale niechże mi pan teraz wytłómaczy, skąd pan zebrał