Strona:Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 33 —

Nagle płomień wystrzelił z jednego domu. W kilku minutach pożar szalał.
Wszędzie, z jednego końca plaży na drugi z ulic wybiegał tłum szalejący i krzyczący rozpaczliwie.
— Bezwątpienia, szepnął hrabia, było tu trzęsienie ziemi; wstrząs bardzo gwałtowny, w dziwny sposób łączący się z trąbą morską, która pochłonęła Reine-Mary.
Zbliżając się, ujrzeli, że morze widocznie podniosło się wysoko i zalało plażę, gdyż widać było osad mułu na gazonie, a szczątki desek walały się, rozrzucone na wszystkie strony.
Ujrzeli również, że część grobli i latarnia morska były zniszczone, że tama była rozbita i że statki błąkały się samopas po wodzie, lub były bliskie zatonięcia.
Radiotelegram, donoszący o zatonięciu Reine-Mary, zwiększał jeszcze panikę. Nikt nie ośmielał się wypłynąć na pełne morze, by uniknąć niebezpieczeństwa na lądzie. Na wybrzeżu i na ruinach grobli zgromadziły się rodziny pasażerów w oczekiwaniu ogłupiałem i beznadziejnem.
Wśród tego zamieszania przybycie jachtu przeszło zupełnie niezauważone. Każdy żył dla siebie, bez ciekawości i bez uwagi o los drugich, przejęty jedynie niebezpieczeństwem swojem i swych najbliższych. Kilku rozgorączkowanych dziennikarzy rzuciło się na wywiady, a władze portowe przeprowadziły krótką ankietę u hrabiego i Szymona. Szymon starał się, o ile można, unikać szczegółowych danych, a wreszcie wolny, odprowadził miss Bakefield do pobliskiego hotelu, zainstalował ją tam i poprosił o pozwolenie udania się na zwiady. Niepokój trapił go o ojca, który, jak sądził, przebywał w Dieppe.
Dom rodziny Dubosc leżał zaraz za pierwszym zakrętem wielkiej ulicy, biegnącej pod górę na lewo od wybrzeża. Ukryty w gęstwinie drzew, obrośnięty pnącemi się roślinami i kwiatami, panował nad miastem i morzem. Szymon uspokoił się rychło. Ojciec jego, zatrzymany z powodu interesów w Paryżu, miał powrócić dopiero pojutrze. A zresztą z tej strony Dieppe zaledwie dało się odczuć lekkie drganie.