Strona:Leblanc - Czerwone koło.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
42

trafił na żelazne kółko. Pochwycił je radośnie, próbując otworzyć. Ale słabe siły dziecka nie starczyły, na pociągniecie, klapa była niewidzialna i nieruchoma.
Zdyszony i rozczarowany chłopak powstał. W tejże chwili posłyszał odgłos kroków w pustyni zaułku. Rzucił się do parkanu, rozsunął szparę między deskami i prześlizgnął i się jak wąż, zaczepiając przechodnia.
— Panie! Panie! proszę poczekać! Mam panu coś do powiedzenia!... A a to przecie pan doktor Lamar!
Istotnie, był to Maks Lamar, który po daremnem gonieniu Dżima powracał zły, iż zgubił ślady przestępców. Widział przecie, jak stary popchnął swego syna w aleję, którą w minutę później, przeszedł z dwoma policjantami. Ale dobiegłszy do końca, nie znalazł najmniejszego śladu zbiegów. Pożegnał więc agentów policyjnych i powracał tąż samą drogą, gdy malec go zaczepił:
— Ja znam pana doktora, pan doktor leczył w przytułku moją ciotkę Deborę, gdy miała atak... Ja jestem Janek Mac Quaid... Tatu jest zamiataczem ulic i mieszka tam...
Wyciągnięty palec ukazywał biedną lepiankę, przytuloną do zrujnowanej szopy.
— Więc mam panu coś do pokazania, doktorze Lamar, — mówił malec z miną bardzo poważną, — coś bardzo niezwykłego. Proszę iść tędy. To na placu. A wejść tu wcale nie jest trudno, trzeba tylko pociągnąć tę belkę w parkanie, a otworzy się sama...
Zainteresowanie doktora wzrastało z każdą chwilą, bez wahania poszedł za Jankiem, który mu opowiedział wszystko, czego był świadkiem. Wypróbował sam owe kółko i zbadał że klapa się podnosi. Opuścił ją, usiadł obok i zaczął kombinować.