Popchnął drzwi. Pokój był próżny. Przyszedł do wniosku, że Antonina została porwana, lub, że uciekła przed zbrodnią.
Wszedł znów do pokoju barona, obejrzał biurko i przekonał się, że nie było wyłamane. Co więcej zobaczył na stole obok pęku kluczy i portfelu, które baron tu składał co wieczór, garść luidorów. Karol chwycił portfel i zrewidował. Zawierał bilety bankowe. Zliczył je: było trzynaście stufrankowych.
Było to nad jego siły: instynktownie, bez udziału nawet myśli wziął trzynaście papierków, schował do kamizelki, zbiegł ze schodów, odciągnął zatrzask, zdjął łańcuch, zatrzasnął drzwi i — wybiegł przez ogród.
∗
∗ ∗ |
Karol był uczciwym człowiekiem. Zaledwie zatrzasnął furtę ogrodową, gdy oprzytomnym powiewem chłodnego powietrza, zatrzymał się. Czyn dokonany ukazał mu się w prawdziwem świetle, odczuł całą jego ohydę. Fiakier właśnie przejeżdżał. Zatrzymał go.
— Przyjacielu, jedź szybko na stacyę policyi i sprowadź komisarza... Galopem! zabito człowieka...