Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A gdzie pan chce, aby byli? Muszą być gdzieś jednak. To są istoty, jak pan i ja z ciała i kości. Takie istoty nie odlatują z dymem.
— Nie, ale wychodzą jednakże.
— Którędy? którędy? Dom otoczony! ajenci są na dachu.
— A dom sąsiedni?
— Niema z nim komunikacyi.
— A mieszkania innych pięter?
— Znam wszystkich lokatorów: nie widzieli nikogo... nie słyszeli nikogo...
— Czyś pan pewien, że znasz wszystkich?
— Wszystkich! Odźwierny za nich odpowiada. Zresztą dla większego bezpieczeństwa postawiłem po jednym człowieku w każdem z tych mieszkań.
— Trzeba jednak ich ująć.
— Właśnie to mówię, właśnie to samo... Trzeba, i to się stanie, bo są tu oboje... nie mogą tu nie być! Bądź pan spokojny, jeśli nie dziś wieczorem, to jutro... Tu będę nocował... Tu zanocuję!...