Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To porwanie.
— Ależ, drogi panie, pan jest w błędzie. Panna Gerbois nie została porwana.
— Moja córka nie była porwana?
— Nigdy, kto mówi: porwana, wykradziona, rozumie przemoc. A ona najzupełniej dobrowolnie została zakładniczką.
— Dobrowolnie! — powtórzył pan Gerbois pomieszany.
— I niemal na własne swoje żądanie... Jakto! młoda dziewczyna, rozumna, jak panna Gerbois, która co więcej w głębi duszy żywi gorące niewyjawione uczucie, miałaby wyrzec się odzyskania swego posagu?... Ah! przysięgam panu, łatwo było ją upewnić, że niema innego sposobu przełamania pańskiego oporu.
Mecenas Detinan bawił się znakomicie.
— Najtrudniej chyba było, — zauważył, porozumieć się z nią panu. Niepodobna, aby panna Gerbois pozwoliła się zaczepić?...
— O! przezemnie nie! Nie mam nawet zaszczytu znać jej. To jedna z osób mi przychylnych raczyła z nią wejść w układy.
— Jasnowłosa dama z automobilu zapewne? — przerwał pan Detinan.
— Rzeczywiście. Od pierwszego spot-