Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jeszcze nie.
Pan Gerbois usiadł, wytarł spocone czoło, spojrzał na swój zegarek, jak gdyby nie wiedział godziny i zaczął niespokojnie:
— Czy przyjdzie?
Adwokat odrzekł:
— Pan mnie zapytuje, panie, o rzecz, której sam najciekawszy jestem. Nigdy nie doświadczałem podobnej niecierpliwości. W każdym razie, jeśli przyjdzie ryzykuje grubo, ten dom jest śledzony od dwu tygodni... Nie ufają mi.
— A mnie tem więcej. Nie ręczę nawet, czy ajenci, którzy mnie szpiegują, stracili mój ślad.
— Ale w takim razie...
— To zupełnie nie będzie z mej winy, zawołał żywo profesor, i niema co mi zarzucać. Cóżem przyrzekł? Być posłusznym “jego” zleceniom. A więc na ślepo słuchałem jego zleceń: wziąłem pieniądze o godzinie, oznaczonej przez niego i udałem się do pana w sposób, jaki mi on wskazał. Czując się odpowiedzialnym za nieszczęście mej córki, dotrzymałem mych zobowiązań z całą ścisłością. Do niego należy dotrzymać swoich.