Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/358

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jeden lub dwa i byłbym odebrał od Bressona lampę i drobiazgi inne, odesłałbym je d’Imblevallom i dwoje szlachetnych ludzi żyłoby do końca spokojnie obok siebie. Natomiast...
— Natomiast — zaśmiał się Holmes — ja zmieszałem karty i wniosłem rozdźwięk w łono rodziny, przez pana protegowanej.
— Mój Boże! tak, przezemnie protegowanej! Czyż jest nieodzownem zawsze kraść, oszukiwać i czynić źle?
— A więc pan czyni także i dobrze?
— Kiedy mam czas. A zresztą to mnie bawi. Wydaje mi się to nad wyraz zabawne, gdy sprawie ja jestem dobrym geniuszem, który pomaga i ocala, a pan geniuszem złym, który niesie rozpacz i łzy.
— Łzy! łzy! — zaoponował Anglik.
— Z pewnością, małżeństwo d‘Imblevalle jest rozbite, a Alicya Demun płacze.
— Nie mogła dłużej pozostać... Ganimard prędzej czy później byłby ją odkrył... a przez nią doszliby do pani d’Imblevalle.
— Najzupełniej... jestem pańskiego zdania... mistrzu, ale czyja wina?
Dwaj pasażerowie przeszli przed nimi.