Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wstrząśnienia pękła, rzucił się na człowieka i chwycił go wpół. Obaj padli na dno łodzi.
— A wreszcie! — zawołał Lupin, wciąż się szamocząc — do czegóż to doprowadzi? gdy jeden z nas obezwładni drugiego, co na tem zyska? Nie będzie pan wiedział, co zrobić ze mną, ani ja, co z panem. Zostaniemy, jak dwaj głupcy...
Dwa wiosła uderzyły po wodzie. Łódź odpływała. Krzyki dały się słyszeć z brzegu, a Lupin mówił dalej:
— Ile gwałtu, Boże! Czy pan stracił już zdrowy sąd o rzeczach?... Tyle głupstw w pańskim wieku! taki poważny człowiek! Fe! jakże to brzydko!...
Udało mu się wyzwolić z uścisków. Zrozpaczony, zrezygnowany na wszystko Holmes włożył rękę do kieszeni. Zaklął. Lupin wyjął mu rewolwer.
Wówczas ukląkł, usiłując podchwycić jedno wiosło, aby dobić do brzegu, Lupin tymczasem szybko pracował drugiem, aby się wydostać na środek.
— Nie będzie... nie będzie go pan miał... — mówił Lupin, — zresztą to nic nie pomoże... Jeśli będzie pan miał wiosło,