Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/321

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A więc zabierz go pan przechodząc i wracając do mnie.
Ganimard się oddalił, podczas gdy Holmes dążył śladem rowerów dość widocznym na drodze. Spostrzegł wkrótce, że te ślady prowadzą w kierunku Sekwany i że trzej ludzie udali się tą samą drogą, co Bresson wieczora poprzedniego. Tak doszedł aż do sztachet, za któremi ukrył się wczoraj z Ganimardem, nieco dalej spostrzegł pomieszanie linii rowerowych, co go upewniło, że tu nastąpił przystanek. Właśnie w tem miejscu brzeg Sekwany tworzył maleńki, wąski i ostro wdający się w rzekę półwysep, na którego skraju przymocowana była łódź rybacka. To tu Bresson musiał rzucić swój pakiet, albo raczej upuścił go. Holmes zeszedł po pochyłości i przekonał się, że brzeg opadał łagodnie i woda rzeki była tu płytka, tak, że będzie mu łatwo odnaleść paczkę... chyba, że trzej towarzysze już go uprzedzili.
— Nie, nie — rzekł do siebie — nie mieli czasu... kwadrans czasu najwyżej... a jednak czemu przeszli tędy?
W łodzi siedział rybak. Holmes go zapytał: