Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nieznajomy nie wydaje się nadto troskać tą ewentualnością. To on sam ich wzywa.
— Psiakrew! — zaklął Ganimard.
Nieznajomy istotnie zbliżył się do dwu ajentów w chwili, gdy oni mieli właśnie siadać na rowery. Rzekł do nich słów parę, potem nagle skoczył na trzeci rower, oparty o ścianę kawiarni i oddalił się szybko wraz z dwoma ajentami.
Anglik zwrócił się do Ganimarda:
— Hę? dobrze przewidziałem? Raz, dwa, trzy już porwany. A przez kogo? przez dwu pańskich kolegów, panie Ganimard. No! dobrze się urządza Arsen Lupin! ajenci-rowerzyści na jego żołdzie! A mówiłem panu, że nasz jegomość coś nadto spokojny!
— A więc cóż! — zawołał Ganimard podrażniony, cóż należało robić? To bardzo wygodne — śmiać się!
— No! no! nie gniewaj się pan. Zemścimy się. Tymczasem trzeba nam pomocy.
— Folenfant czeka na mnie na końcu alei Neuilly.