Strona:Lafcadio Hearn - Lotos.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Poniżej tej sceny z Sai no Ka wara, widać posępną gąszcz bambusów. Tutaj błądzą tylko kobiece cienie, w białych falistych szatach. Płaczą. Palce mają pokrwawione. Przez sto lat muszą pokaleczonemi paznogciami wyrywać ostrą trawę bambusu.
Czwarte Kakemono.
W promiennej gloryi błyszczą Dai-nichi, Nyo-rai, Kwan-on-Sama, Amida Buddha. Daleko, jak niebo od piekła, płonie jezioro pełne krwi, w którym nurzają się dusze. Wybrzeże jeziora otoczone jest urwiskami, na których gęsto, jak zęby w paszczy wieloryba, sterczą klingi mieczów.
Demony wciągają nagie dusze na urwiska. Ale z purpurowego jeziora wyrasta nagle jasne, jak kryształ światło, coś niby piękny, czysty strumień wody — łodyga kwiatu — cudnego lotosu, który jedną z dusz unosi i kładzie pod stopy kapłana, stojącego nad brzegiem przepaści. Lotos, który powstał mocą modlitwy kapłana, wybawia duszę od cierpienia.
Niestety niema już więcej kakemono. Było jeszcze kilka, ale zaginęły.
Nie, na szczęście kapłan się omylił. Gdzieś z zapadłego kąta wyciąga jeszcze jedno, i to bardzo wielkie, rozwija je i wiesza obok tamtych. Co za cudowne dzieło!
Jaką ma ono styczność z religją i duchami — niewiem. Dokoła wielkiego niebieskiego jeziora rozciąga się ogród. Ogród jak w Kanagawa, pełen cudownych miniaturowych widoków: kaskad, grot, sadzawek, rzeźbionych mostów, drzew o śnieżnobiałem kwieciu, misternych pawilonów rozłożonych nad spokojną, lazurową wodą. Jasne wstęgi chmur stano-