Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dział, że może przyniesie, ale nie mógł przyrzec, bo musi przecież zapytać matkę, czy mu pozwoli zabrać książkę do szkoły. Jeżeli pozwoli, to Jerzyk jutro ją przyniesie.
— Ach, jak jabym chciała ten obrazek zobaczyć! — westchnęła Sary Ray.
Przypuszczam, że wszyscy podzielaliśmy to pragnienie. Następnego dnia poszliśmy do szkoły dręczeni palącą ciekawością. Czekało nas rozczarowanie. Najwidoczniej Jerzyk Cowan przez noc się rozmyślił, albo może poprostu nie uzyskał pozwolenia matki. W każdym razie oznajmił nam, że nie może przynieść do szkoły czerwono-oprawnej książki, ale jeżeli chcemy kupić ten obrazek, to go z książki wyrwie i sprzeda nam za pięćdziesiąt centów.
Omówiliśmy szczegółowo tę sprawę wieczorem na poważnem zebraniu w sadzie. Żadne z nas nie miało zbyt wiele pieniędzy, bo wszystkie oszczędności oddaliśmy na fundusz bibljoteki szkolnej, lecz zdaniem ogółu należało zdobyć ten obrazek bez względu na to, jak wielkich wymagał on poświęceń. Gdyby każde z nas mogło dać po siedem centów, uzbierałaby się z łatwością cała suma. Piotrek mógł dać tylko cztery centy, lecz Dan dał jedenaście, nie mrugnąwszy okiem.
— Za każdy inny obrazek pięćdziesiąt centów byłoby za drogo, ale tu oczywiście jest całkiem coś innego — wytłumaczył nam Dan.
— Poza tem na tym obrazku Pan Bóg spaceruje po Raju — dorzuciła Fela.
— Też pomysł sprzedawać wizerunek Pana Boga! — zgorszyła się Celinka.
— Tylko Cowan może coś takiego zrobić — uśmiechnął się pobłażliwie Dan.
— Jak go kupimy, schowamy go do rodzinnej Biblji —