Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jego wzrostu nie dostrzegałem jeszcze żadnej różnicy, tem się jednak pocieszałem, że brałem to lekarstwo dopiero od trzech dni.
Pewnego dnia Historynka wpadła na nowy pomysł.
— Chodźmy do Niezgrabiasza i do pana Campbella, aby nam dali coś na fundusz bibljoteczny — zaproponowała. — Jestem pewna, że nikt tam jeszcze u nich nie był, bo nie mają w Carlisle żadnych krewnych. Chodźmy wszyscy i jeżeli dostaniemy coś, podzielimy tę sumę między sobą.
Propozycja ta była niezbyt zachęcająca, bo zarówno pana Campbella, jak i Niezgrabiasza uważano za dziwaków, a ponadto pan Campbell podobno specjalnie nie lubił dzieci. Lecz jeżeli Historynka szła z nami, poszlibyśmy za nią nawet na koniec świata. Następnego dnia, w sobotę wyruszyliśmy w drogę zaraz popołudniu.
Wybraliśmy najkrótszą ścieżkę do Złotego Kamienia, poprzez zielone pokryte rosą pola, naprzełaj przez łąki, których nie złociły już promienie słoneczne. Z początku nastrój nie był nadzwyczajny. Fela była nie w humorze, bo chciała włożyć swoją nową sukienkę, a ciotka Janet zadecydowała, że mundurek szkolny jest zupełnie wystarczający na „dreptanie po piachu“. Na dodatek Historynka zjawiła się w swojej najnowszej sukni i kapeluszu, który jej ojciec przysłał z Paryża. Sukienka była z miękkiego czerwonego jedwabiu, a kapelusz opasywał wianuszek płomiennych maków. Ani Fela, ani Celinka nie mogłyby włożyć takiego kapelusza, ale Historynce było w nim wyjątkowo do twarzy. Wyglądała, jak uosobnienie energji, radości i uśmiechu, bo czerwony kolor uwydatniał jeszcze bardziej jej specyficzną urodę, nadając twarzy koloryt młodości i zdrowia, a cerze jedwabistą świeżość.
— Nie przypuszczałam, że włożysz najnowszą sukien-