Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przed domem wuja Aleca czekaliśmy na resztę towarzystwa. Piotrek czuł się dalej jakoś nieswojo, lecz gniew Historynki zupełnie już przygasł.
— Piotrek, zaczekaj na mnie — zawołała.
Zbliżyła się i wyciągnęła doń rękę.
— Przebaczam ci, — rzekła łaskawie.
Obydwaj z Feliksem doszliśmy do wniosku, że warto byłoby ją obrazić, aby później przebaczyła w ten sposób, tym swoim dźwięcznym, melodyjnym głosem. Piotrek gorączkowo chwycił ją za rękę.
— Coś ci powiem, Historynko. Strasznie żałuję, że śmiałem się w kościele, ale możesz być spokojna, bo to się więcej nigdy nie powtórzy. Będę chodził do kościoła i do Szkoły Niedzielnej regularnie i co wieczór będę odmawiał pacierz. Pragnę być taki, jak wy wszyscy. Jeszcze ci chciałem coś powiedzieć! Przypomniałem sobie, w jaki sposób ciotka Jane dawała lekarstwo swemu kotowi. Trzeba zmieszać proszek z posiekaną słoniną i obłożyć kotu łapy i grzbiet. Wówczas zacznie się lizać, bo przecież nie znosi wilgotnej szerści. Jeżeli Paddy do jutra nie będzie się czuł lepiej, to możemy spróbować.
Oddalili się ramię przy ramieniu alejką wysadzaną jodłami, którą srebrzyły teraz promienie księżyca. Cisza panowała wśród pól i łąk i taka sama cisza wstąpiła do naszych dziecięcych serc.