Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wilhelm Zwycięzca wogóle pisać nie umiał — zgniotła ją argumentem Historynka.
— Nigdy nie chodzi do kościoła i nigdy nie mówi pacierza — broniła się Fela, niepokonana jeszcze.
— To jest nieprawda — zawołał Piotrek we własnej osobie, przełażąc przez otwór w parkanie. — Czasami nawet mówię pacierz.
Piotrek był smukłym kształtym chłopcem, o roześmianych czarnych oczach i czarnych kędzierzawych włosach. Chociaż była tak wczesna wiosna, chodził już boso. Całe jego ubranie składało się ze spłowiałej starej koszuli i zniszczonej pary bawełnianych spodenek. Nosił jednak to wszystko na sobie z taką gracją, że wydawał się lepiej ubrany, niż był w istocie.
— Nie modlisz się zbyt często — upierała się Fela.
— I tak mnie Bóg wysłucha, chociaż mu nie dokuczam codziennie — uśmiechał się Piotrek.
Była to prawdziwa herezja dla Feli, lecz Historynka patrzyła na Piotrka z pobłażliwym uśmiechem.
— W każdym razie do kościoła nigdy nie chodzisz — zarzucała mu dalej Fela, nie dając się tak łatwo zbić z tropu.
— Bo nie będę chodził do kościoła, dopóki nie zdecyduję się, czy mam zostać Metodystą, czy Prezbiterjaninem. Ciotka Jane była Metodystką, matka moja niczem nie jest, a ja chcę być czemś koniecznie. Lepiej być Metodystą, Prezbiterjaninem, czy czemśkolwiek, niż nie być niczem. Jak zdecyduję się, czem mam być, będę taksamo, jak wy chodził do kościoła.
— Żeby być czemś, trzeba się do tego urodzić — bąknęła Fela pogardliwie.
— A ja myślę, że lepiej mieć własną religję, niż wierzyć w to, w co inni ludzie wierzą — odciął się Piotrek.
— Przestańcie się kłócić — wtrąciła się do rozmowy