Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/316

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jabłek, bo przecież to była jedyna zapłata za poniesione trudy. Mogliśmy zresztą całkiem samodzielnie rozporządzać owocami, szczególnie temi, które pochodziły z naszych urodzinowych drzewek. Fela sprzedała swoje jabłka najemnikowi wuja Aleca i bardzo źle na tem wyszła, bo otrzymała tylko połowę umówionej zapłaty. Biedaczka, napewno jeszcze do dzisiaj nie zapomniała o tej swojej nieudanej tranzakcji.
Celinka, poczciwa dusza, większą część swych jabłek wysłała do szpitala w mieście, otrzymując wzamian wyrazy wdzięczności i wewnętrzne zadowolenie, a takich rzeczy nie można przecież kupić za żadne pieniądze. Reszta naszego grona przeważnie zjadła swoje jabłka, lub też zaniosła je do szkoły, dzieląc się niemi z biedniejszymi kolegami i koleżankami.
Najbardziej lubiliśmy małe podłużne jabłuszka z drzewa wuja Stefana oraz jabłuszka wyjątkowo smaczne i żółciutkie, pochodzące z drzewa ciotki Ludwiki. Smakowały nam również duże słodkie jabłka, które podrzucaliśmy w powietrze i tak długo pozwalaliśmy im upadać na ziemię, dopóki się zupełnie nie poobijały. Wówczas wysysaliśmy z nich sok, który słodszy był od nektaru, jakim raczyli się bogowie na greckim Olimpie.
Często pracowaliśmy do chwili, kiedy chłodna tarcza słoneczna kryła się za wierzchołkami pagórków i wyglądał ku nam srebrzysty księżyc ze zdziwioną i uśmiechniętą miną. Jesienne gwiazdy zdawały się mrugać do nas i figlarnie przekomarzać się z nami. Piotrek i Historynka wszystko o tych gwiazdach wiedzieli i wiadomościami swemi przeważnie dzielili się z nami. Przypominam sobie, jak pewnego wieczoru przed wschodem księżyca Piotrek stanął na Kamiennym Pulpicie i pokazując gwiazdy, uczył nas ich nazw, co do których niezawsze się Historynka z nim