Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/303

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

albo z powodu złego humoru, — odparł Piotrek, — ale tu jest całkiem inna historja. Ja przecież wiem dlaczego mam walczyć, tylko nie mogę tego określić słowami.
— Chcesz pewno walczyć o zasadę, — podsunałem mu.
— O, właśnie, — skinął głową Piotrek. — O zasadę każdy człowiek może walczyć. To jest tak, jakbym się modlił własnemi pięściami.
— Ach, czy nie możesz coś zrobić, żeby im wyperswadować tę walkę, Saro? — prosiła Celinka, zwracając się do Historynki, która siedziała na wysokiej skrzyni, wymachując swemi kształtnemi, obnażonemi nogami.
— Najlepiej się nie wtrącać do spraw chłopców, — odpowiedziała Historynka obojętnie.
Może się myliłem, ale jakoś nie chciało mi się wierzyć, żeby Historynka pragnęła zapobiec tej walce. Byłem również bardzo daleki od mniemania, że Fela chciała Piotrka z Feliksem pogodzić.
Zostało postanowione, że pojedynek odbędzie się w lasku sosnowym, za altaną wuja Rogera. Było to wymarzone puste miejsce, gdzie napewno nikt z dorosłych nie mógł nam przeszkodzić. Do lasku tego udaliśmy się o zachodzie słońca.
— Mam nadzieję, że Feliks zostanie zwycięzcą, — rzekła do mnie Historynka, — nie ze względu na honor rodziny, lecz dlatego, że powinna być pomszczona ta niesprawiedliwa modlitwa Piotrka. Aty nie uważasz?
— Nie mam pojęcia, — wyznałem z powątpiewaniem. — Feliks jest trochę za gruby. Napewno zmęczy się bardzo szybko. Piotrek jest zawsze spokojny i o rok starszy od Feliksa. Ale z drugiej znów strony Feliks ma