Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Coście tu robili, że Sara Ray aż tak się przestraszyła?
— My — my słuchaliśmy tylko kazania, — odparła Historynka drżącym głosem. — Piotrek mówił o królestwie złego ducha i to tak przeraziło Sarę. To było wszystko, wujku.
— Wszystko! Niewiadomo, jak to się skończy u tego nerwowego i delikatnego dziecka. Dostała spazmów i w żaden sposób nie można jej uspokoić. Jak możecie urządzać takie zabawy w niedzielę i stroić sobie żarty z rzeczy świętych? Nie, ani słowa — zawołał w stronę Historynki, która chciała coś powiedzieć. — Ty i Piotrek pójdziecie natychmiast do domu. A jak drugi raz dowiem się, że urządzacie takie herezje w niedzielę, czy też któregoś innego dnia, sprawię wam takie lanie, że będziecie mieli nauczkę na całe życie.
Historynka i Piotrek ze spuszczonemi głowami pomaszerowali do domu, a my wszyscy poszliśmy za nimi.
— Zupełnie nie rozumiem tych dorosłych, — mówił z rozpaczą Feliks. — Jak wuj Edward wygłaszał kazania, to było dobrze, a jak my to robimy, to się nazywa, że „stroimy żarty z rzeczy świętych“. Sam przecież słyszałem, jak wuj Alec opowiadał, że kiedyś jedno kazanie tak go przestraszyło, że o mało nie umarł w kościele. Ksiądz mówił wówczas o końcu świata. Wuj Alec wspomina to często i raz nawet na własne uszy słyszałem, jak powiedział: „To było dopiero kazanie. Takich kazań w dzisiejszych czasach się nie słyszy“. Więc dlaczego kazanie Piotrka jest według dorosłych grzechem?
— Nic dziwnego, że nie możemy zrozumieć dorosłych, — odparła Historynka zagniewana, — bo przecież sami nigdy dorosłymi nie byliśmy. Oni jednak byli dziećmi, więc nie pojmuję dlaczego nas zrozumieć nie mogą. Może