Niestety, wśród najbardziej ożywionej zabawy przyszli do sadu wuj Alec i ciotka Janet. Wolałem nie pamiętać o tem, co się później działo. Sytuacja nie musiała być przyjemna, skoro Celinka na samo wspomnienie tego dnia zadała Historynce pełne niepokoju zapytanie.
— Nie, to nie ma z tamtem nic wspólnego, — odparła Historynka. — Plan mój jest całkiem inny. Otóż chciałabym, aby każdy z chłopców wygłosił kazanie, jak niegdyś robił to wuj Edward. Pierwszy z was wygłosi to kazanie w przyszłą niedzielę, drugi — w następną i tak dalej, a ten, którego kazanie będzie najlepsze, otrzyma nagrodę.
Dan bez chwili zastanowienia oświadczył, że wcale nie będzie próbował nauczyć się takiego kazania, lecz Piotrek, Feliks i ja doszliśmy do wniosku, że pomysł był całkiem dobry. W głębi duszy byłem przekonany, że moje kazanie będzie z wszystkich trzech najlepsze.
— A kto da nam nagrodę? — zapytał Feliks.
Ja, — odparła Historynka. — Jako nagrodę wyznaczam ten obrazek, który otrzymałam od ojca w zeszłym tygodniu.
Ponieważ obrazek ów był wspaniałą reprodukcją jednego z malowideł Landseera, obydwaj z Feliksem byliśmy wielce uradowani, tylko Piotrek oznajmił, że wolałby raczej tę Madonnę, która przypominała mu tak bardzo ciotkę Janet. Historynka chętnie się na to zgodziła, obiecując Piotrkowi, że jeżeli jego kazanie będzie najlepsze, ofiaruje mu w nagrodę ową upragnioną Madonnę.
— Ale kto będzie te rzeczy rozsądzał? — pytałem, — i jaki rodzaj kazania będzie uważany za najlepszy?
— Takie kazanie, które wywrze największe wrażenie, — odparła Historynka bez namysłu. — Oczywiście my, dziewczęta, musimy wydawać o tem sąd, bo przecież nikogo in-
Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/280
Wygląd
Ta strona została przepisana.