Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ja tam w to nie wierzę, — zawołała Historynka wesolo.
— Nie wierzysz? Zaraz ci dam dowód! Zeszłego lata przyszła do Lema Hilla do Markdale, a on zaraz na wstępie kazał jej się wynosić i zagroził, że ją poszczuje psami. Peg w milczeniu wyszła, lecz przechodząc przez pastwisko, zaczęła coś mruczeć i wymachiwać rękami. Wyobraźcie sobie, że nazajutrz najpiękniejsza krowa zachorowała Lemowi i oczywiście zdechła. I jak teraz to wytłumaczycie?
— Widocznie tak miało być, — bąknęła Historynka, chociaż w tej chwili już nie tak pewna siebie.
— Tak miało być! Jabym tam jednak wolał, żeby Peg Bowen nie patrzyła takim wzrokiem na moje krowy, — rzekł Piotrek.
— Tak mówisz, jakbyś miał własne krowy! — zachichotała Fela.
— Ale kiedyś będę je miał napewno, — wybuchnął Piotrek. — Przecież przez całe życie nie będę chłopcem do posług. Muszę mieć własne gospodarstwo, krowy i wogóle wszystko. Zobaczysz, że będę jeszcze bogaty.
— Śniło mi się zeszłej nocy, że otworzyliśmy niebieską skrzynię, — odezwała się Historynka, — i było tam mnóstwo rzeczy — niebieski porcelanowy świecznik — tylko we śnie był miedziany — i koszyczek do owoców z jabłkiem na pałączku, i ślubna suknia, i haftowana halka. Śmieliśmy się serdecznie i przymierzaliśmy te rzeczy, ogromnie ubawieni. A w pewnej chwili zjawiła się Rachela Ward i spojrzała na nas tak smutno i z takim wyrzutem, żeśmy się zawstydzili, a ja zaczęłam płakać i w tym płaczu obudziłam się.
— A mnie się tej nocy śniło, że Feliks był chudy, — zawołał ze śmiechem Piotrek. — Tak strasznie dziwnie wyglądał! Ubranie wisiało na nim, a on je ciągle podtrzymywał, żeby nie opadło.