Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie będzie końca świata, to opowiem wam taką historję, że poumieracie chyba ze strachu.
Nagle ujrzeliśmy Pata galopującego przez sad z polną myszką w pyszczku. Zatrzymał się przed nami, usiadł, położył myszkę na ziemi i począł lizać swe przednie łapki z wielkiem zadowoleniem. Potem pochylił się i z apetytem zjadł myszkę.
— Końca świata napewno nie będzie, — zawołała Sara Ray, przestając nagle płakać, — bo przecież Paddy przed samym końcem świata nie jadłby myszy.
— Jeżeli ten zegar nie wybije wreszcie drugiej, to chyba oszaleję, — oświadczyła Celinka z zupełnie niezwykłą u niej stanowczością.
— Czas zawsze się człowiekowi dłuży, jak się na coś czeka, — skonstatowała Historynka. — Ale napewno nie upłynęło jeszcze więcej, niż godzina.
— A może zegar bił, tylko myśmy nie słyszeli, — odezwał się Dan. — Niech lepiej ktoś pójdzie i zobaczy.
— To ja pójdę, — zaofiarowała się Celinka, — Mam nadzieję, że jeżeli nawet coś się stanie, zdążę jeszcze do was wrócić.
Patrzyliśmy za jej białą sylwetką znikającą za furtką, a później za wejściowemi drzwiami domu. Upłynęło kilka minut, a może kilka lat, nie umielibyśmy dokładnie tego określić. Potem zobaczyliśmy Celinkę biegnącą pędem w naszą stronę. Lecz, gdy dopadła już do nas, tak strasznie drżała, że w pierwszej chwili ani słowa wymówić nie mogła.
— Więc co? Już po drugiej? — zwróciła się do niej Historynka.
— Już... już czwarta, — wybąkała Celinka drżącemi wargami. — Stary zegar nie chodzi. Mama wczoraj za-