Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się całej prawdy. Zawsze tak bywa, że gdy wuj Roger chce z kogoś zakpić, w oczach pojawiają mu się dziwne iskierki. Tego już w żaden sposób ukryć nie może. Jak myślicie, czy nie mógł z nas zażartować i dlatego postanowił przerazić nas jeszcze bardziej? Straszne jest, gdy nawet na dorosłych polegać nie można!
— Tylko na ojcu moglibyśmy polegać, gdyby był w domu, — oświadczył stanowczo Dan. Ojciec z pewnością powiedziałby nam całą prawdę.
— Powiedziałby nam tylko to, co sam uważa za prawdę, Dan, ale i on napewno niewiele wie na ten temat. Przecież nie jest tak wykształcony, jak redaktor „Przedsięwzięcia“. Nie, nie pozostaje nic innego, tylko czekać cierpliwie, a wtedy sami się przekonamy.
— Chodźmy do domu i zobaczmy, co w Biblji jest na ten temat, — zaproponowała Celinka.
Wślizgnęliśmy się ostrożnie do mieszkania, aby nie przeszkadzać ciotce Oliwji, Celinka zaś wkrótce znalazła odpowiedni ustęp w Piśmie Świętem i przeczytała go głośno. Po wysłuchaniu tego ustępu odczuliśmy wszyscy pewną ulgę.
— No tak, — odezwała się pierwsza Historynka, — muszę teraz pójść i obrać kartofle. Przecież trzeba je ugotować, chociażby nawet jutro istotnie był koniec świata. Ja tam jednak w to wszystko nie wierzę.
— A ja muszę zacząć obcinać krzaki bzów, — postanowił Piotrek. — Nie wiem, jak się wziąć do tego, bo mi się nie chce samemu pójść w pole. Umrę tam chyba ze strachu.
— Szkoda, że nie powiedziałeś wujowi Rogerowi, że jeżeli jutro ma być koniec świata, to i tak nie warto już bzów przycinać, — wtrąciłem się do rozmowy.
— Tak, a gdyby wuj Roger mimo wszystko kazał ci to