Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Od tego czasu, gdy nawet nie grał na fujarce, myślał ciągle o Aglai i marzył o tem, że kiedyś będzie miał własne stado owiec, będzie miał maleńką własną zagrodę w dolinie i tam będzie mieszkał razem z Aglają.
— Aglaja również zakochała się w Glauconie i kochała go taksamo, jak on ją kochał, lecz przez dłuższy czas nie zdradzała przed nim tego swojego uczucia. Glaucon nie wiedział o tem, że prawie codziennie wykradała się z domu w góry, kryła się za skałami w pobliżu miejsca, w którem pasły się owce i słuchała pięknych pieśni Glaucona, wygrywanych na fujarce. Piękne to były pieśni, bo przecież Glaucon zawsze wówczas myślał o Aglai, chociaż nie zdawał sobie sprawy, że była przy nim tak blisko.
— Lecz po pewnym czasie Glaucon zorjentował się, że Aglaja go kocha i od tego dnia wszystko było jaknajlepiej. Przypuszczam, że w obecnych czasach taki bogaty człowiek, jak ojciec Aglai nie chciałby odać swej córki za żonę pasterzowi, tamta jednak historja działa się w Wieku Złotym, kiedy to podobne różnice między ludźmi absolutnie nie istniały.
— Od tego dnia codziennie prawie Aglaja przychodziła w góry, siadała obok Glaucona, przyglądała się stadu i słuchała pieśni wygrywanych na fujarce. Ale Glaucon teraz nie grywał już tak często, bo zamiast grać wolał gawędzić z Aglają. A wieczorami zbierali wszystkie owce i zaganiali je z powrotem do domu.
— Pewnego dnia Aglaja udała się w góry całkiem inną drogą i w pewnej chwili znalazła się nad brzegiem wąskiego strumyka. Dostrzegła, że coś dziwnego połyskuje ku niej z pośród kamieni, więc pochyliła się i podniosła przecudowny błyszczący kamień, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie widziała. Kamień ten był niewielki, zaledwie tak duży, jak ziarno grochu, lecz połyskiwał na słońcu wszyst-